Jeśli posiadasz konto na portalu - zaloguj się, jeśli go nie posiadasz zarejestruj się.
Fotografowanie na Antarktydzie, czyli „7 kontynencie” zaowocowało powstaniem kilkunastu nowych galerii gatunków zwierząt, które trudno byłoby spotkać gdzie indziej. Wprowadziły urozmaicenie zimowym klimatem scen m.in. z kolonii pingwinów. Dwie z trzech galerii pingwinów posiadają nagrania dźwięku z tych ptasich kolonii. Na samej Antarktydzie udało się sfotografować trzy gatunki pingwinów, rybitwy, mewy, kormorany, pochwodzioby oraz kilka ssaków morskich.
Pingwin białooki - Pygoscelis adeliae
Lampart morski - Hydrurga leptonyx
Podczas rejsu na Antarktydę, przez ponad 2 dni przez cieśninę Drake’a, udało się sfotografować albatrosy, fulmary oraz kilka gatunków petreli. O trudnościach w wykonaniu tych zdjęć będę pisał omawiając te gatunki. Wracając do samej Antarktydy, robi rzeczywiście oszałamiające wrażenie swoją odmiennością od dotychczas obserwowanych przeze mnie krajobrazów. Prezentowane zdjęcia wykonane były w środku arktycznego lata (styczeń), w części najbliższej południowym wybrzeżom Argentyny (najcieplejszej części Antarktydy), a mimo to grube warstwy śniegu i lodu pokrywały większość jej powierzchni. Czystość i sterylność środowiska zakłócona była niekiedy „zapachem” pingwiniej kolonii, który unosił się już na kilometr przed dotarciem do kolonii. Krajobraz podobny do tego na Antarktydzie trudno zobaczyć gdzie indziej. Na wybrzeżach i wodach Antarktydy życie wręcz tętni. Orki, delfiny, humbaki, lamparty morskie oraz wielkie kolonie pingwinów, wszystko czego potrzebują do życia, znajdują właśnie w tych wodach. Dopełnieniem tych widoków są szybujące na przestrzeni setek kilometrów, na otwartych wodach, albatrosy. Niesamowita, przepiękna odmienność fauny, bo o przedstawicieli flory trudno w tym rejonie świata. Miejmy nadzieję, że uda mi się przedstawić w prezentowanych zdjęciach piękno i specyfikę tego nietkniętego cywilizacją kontynentu- zapraszam…
Pingwin białobrewy - Pygoscelis papua
Pingwin białobrewy - Pygoscelis papua
Pingwin maskowy - Pygoscelis antarcticus
Zdjęcia pingwinów białobrewych powstały z kilku kolonii, które odwiedziłem. Ptaków były tysiące i często podchodziły na tyle blisko np. aby spróbować czy statyw aparatu nie jest jadalny. Poza mewami południowymi i wydrzykami chyba nie mają na Antarktydzie innych wrogów naturalnych, i to tylko w pierwszym okresie ich życia. Później są po prostu za duże, aby te ptaki mogły stanowić dla nich zagrożenie. W początkowym okresie ich życia często są porywane przez wydrzyki antarktyczne. O metodach polowania wydrzyków informuję przy opisie tego gatunku. Udało się uwiecznić jeden taki atak wydrzyków, podczas którego samotny pingwin, wobec dwóch wydrzyków nie ma szans na obronę potomstwa. Pojedynczy wydrzyk często uciekał wobec agresywnej postawy pingwinów broniących kolonii. Pingwin białobrewy występuje wyłącznie na wybrzeżach i wodach okalających Antarktydę. Żywią się głównie rybami za którymi potrafi oddalić się od wybrzeża nawet kilkadziesiąt kilometrów. Waga pingwina nie przekracza 9 kilogramów, a długość ciała 80 centymetrów.
Podczas rejsu na Antarktydę udało się sfotografować kilka gatunków albatrosów i innych ptaków. Fotografowanie tych przepięknych, majestatycznych ptaków przysporzyło pewne trudności. Pierwszą okazała się cieśnina Drake'a. Płynąc przez cieśninę z Ushuaia z Patagonii na Antarktydę, jeżeli mowa jest o spokojnych wodach, nie oznacza to, że statek pozbawiony jest przechyłów. Nawet przy dobrej pogodzie chodzenie po pokładzie było uciążliwe. Przejście na rufę - na najstabilniejsze miejsce na statku, osłonięte od wiatru, nie było łatwe, zwłaszcza ze sprzętem fotograficznym. Dalej, praca z aparatem na statywie, z dość szybko przemieszczającymi się ptakami, których tak naprawdę nie było za wiele, to drugi powód do zmartwień. Albatrosy, petrele, fulmary pojawiały się co jakieś pół godziny i można było wykonać kilka prób zrobienia zdjęć. Nie wiadomo jaki obiektyw podpiąć najlepiej. Raz ptaki oddalone były kilkaset metrów od statku, by po chwili szybowania znaleźć się tak blisko, że objęcie ich ponad trzymetrowych skrzydeł było niemożliwe.
Albatros wędrowny - Diomedea exulans
Petrelec olbrzymi - Macronectes giganteus
Warcabnik - Daption capense
Albatros brązowopierśny - Diomedea antipodensis
Warcabnik - Daption capense
Petrelek antarktyczny - Pachyptila desolata
Albatros czarnobrewy Thalassarche melanophrys
Fulmar południowy Fulmarus glacialoides
Fulmar południowy Fulmarus glacialoides
Albatros ciemnogłowy Phoebetria palpebrata
Petrele i warcabniki potrafiły podlecieć tak blisko, że nie sposób było ustawić ostrość i wykonać zdjęcia, a więc na około 4 - 5 metrów. Niesamowite wrażenie daje takie obcowanie z dzikimi ptakami, setki kilometrów od lądu. Jednak mimo tych wszystkich przeciwności, godziny prób i cierpliwość przyniosły pożądane rezultaty, przynajmniej jak dla mnie. Powstały zdjęcia nie tylko albatrosów ale także petreli, fulmarów, warcabników, burzyków i nawałników. Ptaki przebywały kilkaset kilometrów od brzegu, a im było wietrzniej, to wydawało się, że jest ich więcej i są coraz bliżej. Szczególnie dotyczyło to albatrosów i petreli, bo na obecność warcabników można było liczyć niemal zawsze. Niestety prawdopodobieństwo wykonania dobrych zdjęć było odwrotnie proporcjonalne do warunków pogodowych. Czym gorzej pod względem pogodowym i trudniej o ostre zdjęcie i utrzymanie się na pokładzie, tym ptaków i okazji do wykonania zdjęć było więcej. Jak już morze się nieco uspokoiło i technicznie łatwiej o dobre zdjęcie, to ptaki pojawiały się niezwykle rzadko. W drodze powrotnej do tego stopnia pogorszyły się warunki atmosferyczne, że przy stanie oceanu 7-8 w skali Beauforta (fale 4-5 metrowe), zabronione było wyjście na zewnątrz, bo było to po prostu niebezpieczne. Taki zakaz obowiązywał przez ponad dzień i wówczas albatrosy można było podziwiać przez okna, bez możliwości zrobienia satysfakcjonujących zdjęć. Poza tym woda przelewająca się przez pokład i znaczne wahania statku i tak technicznie uniemożliwiały zrobienie zdjęć. Do tego trzeba dodać temperatury trochę poniżej lub powyżej zera, przy bardzo silnym wietrze, wyczekiwanie na te przepięknie szybujące ptaki w takich warunkach atmosferycznych było fizycznie niemożliwe. Podziwianie ich zza szyby statku, to nie to samo co z pokładu. Szum zimnego antarktycznego powietrza, i ptaki pojawiające się co jakiś czas, to ma swój klimat i zapada w pamięć. Kiedy obserwujemy z jaką precyzją i łatwością szybują ptaki, prędkość ich lotu i warunki w jakich to robią, budzi to uznanie, szacunek i podziw dla nich. Ptaki potrafią bardzo szybko szybować kilka centymetrów nad falami oceanu uwzględniając jego nierówną i dynamiczną powierzchnię, raz po raz znikając w kadrze aparatu, „przykryte”, a właściwie przez chwilę zasłonięte falami oceanu. Mimo wielowarstwowego ubrania, po godzinie - dwóch trzeba zrobić półgodzinną przerwę i ogrzać się.
Wydrzyk antarktyczny Stercorarius maccormicki/ Pingwin białobrewy - Pygoscelis
Wydrzyk antarktyczny Stercorarius maccormicki/ Pingwin białobrewy - Pygoscelis
Na Antarktydzie wydrzyków antarktycznych było wiele, szczególnie wśród setek pingwinów. Przelot wydrzyków w okolicy zawsze kończył się alarmem ptasiej kolonii. Pojedyncze wydrzyki siadały pośród pingwinów i wyglądały jakby ucinały sobie drzemkę. Nic bardziej mylnego. Czekały na uśpienie czujności pingwinich rodziców, tak naprawdę bacznie je obserwując. Pojedynczemu osobnikowi wcale nie było łatwo ukraść takie pisklę z gniazda. Pingwin wyposażony w ostry dziób, znacznie większy od wydrzyka, stanowi dla niego duże zagrożenie, broniąc agresywnie swego potomstwa. W przypadku skoordynowanego ataku pary wydrzyków, życie młodego pingwina było już przesądzone. Podchodzą do pingwiniego gniazda z dwóch stron i towarzyszy temu straszne zdenerwowanie i donośny odgłos dorosłego pingwina, który świadom jest zagrożenia. Jeden z wydrzyków złapał za ogon pingwina opiekującego się młodymi, podczas gdy drugi porwał z gniazda pisklę do jego pierwszego i ostatniego lotu. Krótkiego, bo wydrzyk wylądował kilka metrów nieopodal, by na oczach rodzica razem z innymi wydrzykami rozszarpać i zjeść swą zdobycz. Wszystko trwało dosłownie kilkanaście sekund, ale wiele razy obserwowałem wydrzyki i nie przegapiłem tego zdarzenia, a co najważniejsze udało się wykonać całą serię ostrych zdjęć z tego dynamicznego uprowadzenia małego pingwina. Wydrzyki miały nieopodal gniazdo i dopóki w kolonii są małe pingwiny, wydrzyki pokarmu mają pod dostatkiem. Samych wydrzyków trudno nie podziwiać. Mają chyba wiele szacunku nawzajem do siebie, bo zawsze przybycie drugiego wydrzyka, lub przylot dwóch wydrzyków na raz kończył się uroczystym rozpostarciem skrzydeł i donośnym okrzykiem powitalnym dwóch ptaków. Wykonanych było setki zdjęć wydrzyków, także tych przedstawiających dramatyczne sceny porwania młodego pingwina. Zamieszczone są także sceny powitalne wydrzyków oraz ich przeloty nad kolonią, wywołujące takie przerażenie wśród pingwinów. Niestety poświęcając całą uwagę fotografowaniu nie nagrałem powitalnych odgłosów wydrzyków. Fotografia chyba weźmie zawsze górę nad nagraniami, choć nie ukrywam, w tym przypadku i tak dużego już portfela zdjęć wydrzyków, trochę szkoda…
Autor: Tomasz Kaliszewski www.tomkalfoto.pl
Zapraszam też do zobaczenia diaporamy ze zdjęciami z Antarktydy
Komentarze9
Podziwiam i zazdroszczę !
Oj może kiedyś.... super fotki :)
Tomku zazdroszczę wyprawy.. fajny materiał..
No diaporamka cacy :-)!
Bardzo fajnie się czytało. Zazdroszczę wspaniałych chwil w tym niedostępnym dla przeciętnego śmiertelnika miejscu. Pozdrawiam serdecznie 😀
gratuluję wyprawy i zdobyczy
Wielkie dzięki za takie wpisy i recenzje. Ciesze się, że się podobają.
Super relacja, miło się czyta. Zazdroszczę możliwości obcowania z tak egzotycznymi przedstawicielami ptasiej fauny. Pozdrawiam i życzę innych równie owocnych wypraw!
Wspaniała relacja!